Przeglądając poranne wiadomości z Wrocławia i okolic trafiłam dziś na informację, iż 30 listopada środowiska „pro-life” planują kolejną pikietę antyaborcyjną we Wrocławiu. W Rynku zaś mają zawisnąć plakaty martwych płodów. Ci „pro-lajfersi” to naprawdę dziwne zjawisko, może nawet się skuszę, aby zobaczyć co będzie się działo na wrocławskim Rynku w rzeczywistości…
Zastanawia mnie też kwestia tych transparentów z „rozkawałkowanymi płodami po aborcji”, które mają zawisnąć w środku dnia w sobotę w samym Rynku. Świetna pora, akurat całe rodziny będą się wybierały na spacer i zakupy na bożonarodzeniowym jarmarku. Ale nim dojdą do stoiska z wędlinami i słodyczami, pooglądają sobie jeszcze propagandowe plakaty. Wedle zapowiedzi mają być „przerażające i brutalne”, świetnie – w sam raz dla dzieci w sobotnie popołudnie. Jakby ktoś umieścił tam zdjęcia zwłok z prosektorium, zmasakrowanych po wypadku samochodowym to zapewne nie zostałoby przyjęte tłumaczenie, że to przestroga, aby jeździć uważnie. Ale nie każdemu można odmówić…
Swoją drogą może należałoby zamieścić także plakaty z ciężko upośledzonymi i cierpiącymi dziećmi, którym pozwolono żyć? Ich rodziny raczej nie spotkały się z pomocą „obrońców życia”, którzy są mocni tylko w gębach i jak trzeba bronić idei i „nienarodzonych”. Ci, którzy już się urodzili i teraz potrzebują pomocy widocznie już przestali być ważni. Niech sobie radzą sami.