Parę dni temu przeczytałam, że na wrocławskim Rynku ma się odbyć pikieta antyaborcyjna. Bardzo zaciekawiona podzieliłam się z Wami tą informacją w moim poprzednim wpisie Martwe płody na wrocławskim Rynku.
Jednak po dłuższej chwili i z niemałym trudem udało się dojrzeć…. Dwa plakaty, a pod nimi kilka osób ze środowisk „prolajferskich”… Czyli jednak tłumnie przybyli ;-).
Pierwszy poster przyciągał głównie obrazkiem, podpisanym „aborcja w 24 tygodniu życia”. Życia, czy ciąży? Tygodnie życia zwykle liczone są po urodzeniu, a w przypadku półrocznych niemowlaków trudno mówić o aborcji… No, ale dobra, czepiam się słówek (chociaż sądzę, że w tym przypadku nie były przypadkowe). Samo zdjęcie nie wiadomo co przedstawia, ale powiedzmy, że „wierzmy na słowo”, tylko… kto wykonuje aborcję w 24 tygodniu ciąży?
Drugi obrazek „aborcja w 8 tygodniu życia” – na palcach w rękawiczkach (prawdopodobnie krwawe łapy osoby usuwającej ciążę) znajduje się, jak sugeruje podpis zarodek 8 tygodniowy. W zasadzie według literatury medycznej powinien wyglądać zupełnie inaczej na tym etapie rozwoju, ale może znów się czepiam…? Sami zobaczcie:
Podeszłam, aby zrobić zdjęcia i wtedy , co było do przewidzenia podeszła do mnie jedna z uczestniczek pikiety. Zapytała dlaczego robię zdjęcia. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że umieszczę je na swoim blogu, na który zapraszam. Zapytała o adres strony, więc grzecznie odpowiedziałam. Zareagowała z ożywieniem: „no tak! FEMINA!”. W tym momencie pojęłam, że słowo „femina” kojarzy jej się jednoznacznie z feminizmem (a ten wzbudził jak łatwo się domyślić bardzo negatywne skojarzenia). Spokojnie wyjaśniłam więc, że słowo „femina” pochodzi z języka łacińskiego i oznacza „kobieta”. Nazwa strony „femina sum” to nic innego jak „jestem kobietą”, co więcej jest to portal medyczny, a nie proaborcyjny, co nie zmienia faktu, że osobiście nie popieram protestu w takiej formie. Dziewczyna osłupiała i zaniemówiła, szczerze mówiąc nie bardzo wiem dlaczego. W każdym razie postanowiłam pójść dalej…
Pół godziny później po kilku pikietujących nie było już śladu i chyba mało kto to zauważył. Ludzie byli raczej pochłonięci zawartością kramów na jarmarku aniżeli plakatami, które znajdowały się pomiędzy nimi.